Kłamstwo ma płeć

Nie ma ludzi niekłamiących. Szacuje się, że każdy z nas robi to przynajmniej dwa razy dziennie – po to, by osiągnąć jakieś korzyści. Świadome mówienie nieprawdy bywa bardzo opłacalne. Gorzej jednak, gdy zostaniemy zdemaskowani i stracimy wiarygodność…

Skłonność do oszukiwania jest czymś zupełnie naturalnym, ułatwiającym przetrwanie. Występuje nie tylko w świecie ludzkim – wystarczy wspomnieć rośliny upodabniające się do podłoża (np. „żywe kamienie”), zwierzęta przypominające części roślin (np. patyczaki) czy zmieniające barwy w zależności od otoczenia. Pies potrafi symulować chorobę, aby uzyskać więcej zainteresowania od opiekunów, a kot udaje martwego, kiedy sobie czegoś nie życzy – spaceru, kąpieli itd. Ludzie kłamią od dzieciństwa i z biegiem lat rozwijają tę umiejętność. Stają się w mówieniu nieprawdy coraz bardziej wiarygodni.

Dlaczego mijamy się z prawdą?

Na ogół są to małe kłamstewka. Komplementujemy czyjś strój, choć tak naprawdę nam się on nie podoba, chwalimy przygotowane przez kogoś danie, mimo że nam nie smakuje. Stosujemy różne wymówki, gdy nie chcemy czegoś zrobić, np. wymyślamy ból głowy, aby nie odwiedzić nudnych znajomych. Lubimy koloryzować, kiedy opowiadamy o swoich wyczynach na urlopie, przypisywać dzieciom talenty, których nie mają itd. Takie kłamstwa można uznać za niewinne, bo nie wyrządzają nikomu krzywdy. Czynią rzeczywistość łatwiejszą, przyjemniejszą, pomagają uniknąć niezręczności i ułatwiają kontakty społeczne. Trudno wyobrazić sobie relacje między ludźmi, w których byłaby wyłącznie szczerość. 

Są i większe oszustwa – zatajamy przed partnerem zdradę, przed znajomymi – niepowodzenia w pracy, przed rodziną – stłuczkę itd. Zawsze po to, by osiągnąć jakiś cel: nie chcemy narazić się na gniew bliskiej osoby, zrobić jej przykrości, utracić podziwu w oczach innych, akceptacji… Kłamstwo po prostu służy unikaniu komplikacji. Jest też potężnym narzędziem do budowania własnego wizerunku – sztuka autoprezentacji to przecież nic innego, jak sterowanie uwagą innych tak, by postrzegali nas w określony sposób. Mistrzami są w tym politycy, szczególnie podczas kampanii wyborczych. Mówią to, co ich potencjalni wyborcy chcą usłyszeć.
Lubimy słuchać kłamstw, szczególnie kiedy budzą one pozytywne skojarzenia. Wszyscy wiemy, że np. reklamy to nierealne obietnice, ale jednak z przyjemnością oglądamy piękne kobiety, które „odmłodniały dzięki kremowi X” albo nowe modele samochodów sprawiające, że „życie staje się prostsze”.

Jak rozpoznać krętacza?

Nie zawsze jest to łatwe, z wielu powodów. Zdaniem badaczy, zwykły człowiek potrafi odkryć tylko 50 proc. kłamstw. Lepsi są w tym specjaliści: detektywi, psychologowie, prawnicy, ale i oni muszą włożyć sporo wysiłku, by wydedukować, czy mają do czynienia z oszukiwaniem, czy nie. 

Po czym poznać, że ktoś świadomie mówi nieprawdę? Mogą go zdradzać sygnały wysyłane przez ciało, np. częstsze mruganie, powiększone źrenice, słabsza lub przeciwnie – bardziej ożywiona niż zwykle – gestykulacja, dotykanie ręką okolic oczu i uszu.  Także sposób mówienia jest inny – kłamca używa mniejszej liczby słów, operuje ogólnikami, często się przejęzycza, powtarza, ton jego głosu staje się wyższy… – Oznaki te jednak nigdy nie dają pewności, że mamy do czynienia z kłamstwem, bo dana osoba może mieć po prostu określony nawyk albo być czymś zestresowana – podkreśla dr hab. Iwona Szatkowska z Instytutu Biologii Doświadczalnej PAN. 

Specjaliści zajmujący się kłamcami, zwracają uwagę na tzw. mikroekspresje. Są to niewielkie ruchy mięśni twarzy, trwające pół sekundy lub nawet krócej, które zdradzają prawdziwe emocje. Nie jesteśmy w stanie ich ukryć ani kontrolować. Pojawiąją się, zanim mózg przetworzy dany bodziec i wyśle sygnał, jak chcemy się zachować. Czyli jeśli np. coś nas zasmuci, a zdecydujemy się udawać radość, zanim się uśmiechniemy, kąciki ust w pierwszej chwili na króciutko nam opadną. Bardzo uważny obserwator to wychwyci.

Postęp techniki
Znacznie lepsze od ludzi w wykrywaniu kłamstw są maszyny, badające reakcje fizjologiczne organizmu podczas mówienia nieprawdy. Najpopularniejszy w tej grupie przyrządów jest wariograf, który mierzy tętno, oddech, ciśnienie krwi, reakcje skórno-galwaniczne (np. stopień pocenia się). Osoby po odpowiednim przeszkoleniu potrafią jednak oszukać to urządzenie, stymulując swój układ nerwowy w odpowiednich momentach, np. przygryzając język. – Skuteczność wariografu w wykrywaniu kłamstw wynosi 70-80 proc. – podkreśla dr hab. Iwona Szatkowska. Podobne efekty dają badania z zastosowaniem analizatorów częstotliwości głosu.
Kłamców wykrywa się również kamerami termowizyjnymi, czyli mierzącymi temperaturę. Wiadomo bowiem, że u osoby mówiącej nieprawdę skóra wokół oczu robi się cieplejsza.

Najnowocześniejsze metody wykrywania kłamstw polegają na badaniu reakcje zachodzących w mózgu. Stosuje się EEG, czyli analizę aktywności elektrycznej – inny będzie zapis, gdy ktoś ma do czynienia z sytuacją nową, a inny – gdy przedstawia mu się rzeczy mu znane. Jeśli więc dana osoba będzie twierdzić, że nigdy nie była w jakimś miejscu, a w rzeczywistości tam przebywała, EEG to wykaże. Poza tym stosuje się badania aktywności komórek mózgowych za pomocą rezonansu magnetycznego. Żadna metoda nie daje jednak stuprocentowej pewności, czy dana osoba oszukuje, czy nie, nawet najnowocześniejsze badania dostarczają jedynie materiału do dalszej analizy.

Kłamstwo ma płeć

Kobiety i mężczyźni mówią nieprawdę niemal tak samo często, ale w innych sytuacjach i z różnych powodów. – Panowie łatwiej okłamują osoby, których nie znają, a ich celem jest przede wszystkim osiągnięcie korzyści finansowych albo poprawa własnego wizerunku. Kobiety z kolei z większą swobodą okłamują tych, których dobrze znają, a robią to, bo zależy im na dobrych kontaktach społecznych – podkreśla dr hab. Iwona Szatkowska. Inaczej mówiąc, kobiety stosują różne kłamstewka, by sprawić innym przyjemność lub unikać konfliktów, a mężczyźni – by przedstawić siebie w lepszym świetle. 

Z badań nad mózgiem osób mówiących nieprawdę naukowcy wyciągnęli jeszcze jeden ciekawy wniosek. Przeprowadzono doświadczenie, w którym obie płcie miały podawać nieprawdziwe informacje w dwóch grupach pytań. Pierwsze dotyczyły wiedzy ogólnej, typu jakie miasto jest stolicą Niemiec, w którym roku był chrzest Polski itd. Drugie odnosiły się do sfery osobistej, np. wieku, posiadanego rodzeństwa, aktualnego miejsca zamieszkania. Okazało się, że mężczyznom dużo trudniej niż kobietom przychodziło podawanie nieprawdziwych informacji dotyczących ich spraw osobistych. Mózg pań w takich sytuacjach zupełnie nic nie zdradzał, on już po prostu przyzwyczaił się, że kobiety na co dzień oszukują w tych sferach! Zdolność do kłamania, jak każdą inną umiejętność, można bowiem z czasem wyćwiczyć. Właśnie na tym m.in. polega szkolenie agentów służb specjalnych.

 

Elżbieta Bogusławska-Przybysz

 

Źródło: UiM

Reklama
Medical SPA