Stale unikając samotności, paradoksalnie odczuwamy ją coraz bardziej. Co zrobić, aby nie wpaść w tę pułapkę i skutecznie radzić sobie z chandrą?
Żyjemy w czasach wymagających od nas szybkiego tempa w rozwiązywaniu codziennych problemów, nawiązywaniu znajomości, osiąganiu satysfakcji. Nie ma przyzwolenia na bycie zbyt długo smutną czy samotną. Podczas gorszego samopoczucia, chandry, niejednokrotnie słyszymy porady w stylu: „Tylko nie siedź sama w domu!”, „Musisz koniecznie częściej wychodzić do ludzi!”. Cechą wspólną tych porad jest negatywna ocena samotności, zakładająca, że wystarczy wyjść z domu, aby poczuć się bardziej zadowoloną i szczęśliwszą. Tymczasem sama aktywność nie rozwiąże naszych problemów, a jedynie na chwilę zagłuszy złe samopoczucie.
Pod presją
Joga, medytacja i inne dalekowschodnie ścieżki duchowego rozwoju cieszą się popularnością. Jednak nie każdy uświadamia sobie, że rozwój ten wymaga samotności i skupienia, a samotność modna już nie jest. Zarówno w naszym bliższym otoczeniu, jak w komunikacji medialnej, często pojawia się presja na to, by spędzać czas z innymi, wciąż być w ruchu. Szczególnie kiedy przeżywamy trudniejszy czas i czujemy się bardziej przygnębione, otoczenie nie pozwoli nam na samotne spędzanie wieczorów. Jeśli przez trzy piątki z rzędu zostaniemy w domu z kubkiem kawy i książką, znajomi zaczną się martwić, że dopadła nas ciężka depresja i siłą wyciągną na clubbing czy wspólne robienie sushi.
Przekaz płynący z mediów, promuje z kolei takie cechy, jak umiejętność pracy w grupie, posiadanie szerokiego kręgu znajomych i łatwość otwierania się przed innymi. Wysoko ocenianą zdolnością jest też raczej zdolność sprawnego przestawiania się z bodźca na bodziec, niż głębia myślenia, przenikliwość sądów i samopoznanie. Tym bardziej, że postawa taka wymagałaby większego wysiłku, a efekty byłyby widoczne dopiero po pewnym czasie. Co więcej, nieodzowna byłaby tutaj pewna doza samotności, której… przywykliśmy unikać.
Trudna sztuka small-talku
Jak osiągnąć natychmiastowy efekt poprawy samopoczucia? Oto pytanie dzisiejszych czasów. Życie w biegu i ciągłe podążanie za rozrywkami ma być lekiem na problemy w pracy, w związku i na zwyczajny smutek, który czasem pojawia się u każdej z nas. Wciąż słyszymy, że aby pozbyć się chandry i przygnębienia, należy „wychodzić do ludzi” – na kawę, do klubu, na zakupy. Wydawałoby się, że niewątpliwym celem takiego założenia jest głęboki, żywy kontakt z drugim człowiekiem. W presji tej jednak zawiera się pewna pułapka, ponieważ żadnej głębszej relacji nie stworzymy w ciągu paru minut przelotnej rozmowy. Kolejne niebezpieczeństwo jest związane z pewnego rodzaju instrumentalnością w kontaktach podtrzymywanych wyłącznie w celu poprawy naszego samopoczucia. Jaki jest zatem rezultat szybkiego spotkania na mieście? Często okazuje się, że rozmowa nie spełnia naszych oczekiwań. Z jakiegoś powodu wcale nie mówimy tego, co mamy do powiedzenia i jednocześnie niekoniecznie mamy ochotę prawdziwie słuchać, zagłębiając się w czyjąś skomplikowaną sytuację w pracy czy problemy z partnerem. Taka rozmowa zazwyczaj kończy się na temacie pogody albo plotkach o wspólnych znajomych. W ten sposób uciekając przed samotnością, napotykamy ją, popijając kawę przy jednym stoliku z naszą przyjaciółką.
Dlaczego tak się dzieje, że czyjeś pomysły, porady często trafiają kulą w płot? Osoba doradzająca nam, nawet bardzo przyjazna, zawsze posiada swoje indywidualne pragnienia i pomysły na rozwiązanie problemu. I zawsze będzie nam doradzać z tej osobistej perspektywy. Z jeszcze większą ostrożnością podchodźmy do powszechnych, lansowanych przez media, pomysłów na poprawę samopoczucia. Aby były skuteczne dla nas, muszą przystawać do naszych unikatowych i czasem absolutnie niezrozumiałych dla innych dążeń, muszą wpisywać się w to, co my uznajemy za szczęście.
Chwytaj dzień
Co zrobić, aby uniknąć tych pułapek? Aby nie zagubić się w ciągłej pogoni za szczęściem i stałej ucieczce przed samotnością? Rozwiązanie jest proste i trudne zarazem. To praca nad zwiększeniem świadomości swoich pragnień, nad poznaniem siebie. Ale aby to zrobić, potrzeba odwagi abstrahowania od porad znajomych, rodziny, prasy, niektórych poradników. Wymaga to czasem pójścia zupełnie inną ścieżką, niżby ją chcieli widzieć inni.
Aby rozwiązać swoje problemy, czasem warto po prostu siebie posłuchać. Jak to zrobić?
Przede wszystkim zwolnij. Daj sobie kilka, kilkanaście minut, godzinę, usiądź albo połóż się na podłodze. To na tyle nietypowa pozycja, że zmusi cię do innego myślenia. Wyłącz telefon, komputer, radio, telewizję, najlepiej pozostań w miejscu, gdzie nie masz w zasięgu wzroku rzeczy, które ci przypominają o tym, co jest do zrobienia. Niektórym wystarczy patrzenie w okno, innym na pustą ścianę. Ktoś potrzebuje filiżanki herbaty, ktoś woli owinąć się wełnianym kocem. Pobądź chwilę sama ze sobą i swoimi myślami. Postaraj się uświadomić sobie, gdzie tkwi źródło twojego złego samopoczucia. Być może potrzebujesz dokonać w swoim życiu jakiejś zmiany. A może powinnaś po prostu zrobić coś dla siebie? Kiedy uświadomisz sobie, czego naprawdę potrzebujesz i pragniesz, nawet kawa z przyjaciółką będzie miała zupełnie inny smak.